czwartek, 24 października 2013

urodzinowo.

Coś pięknego! Przyjechał Wojtek, byliśmy w górach Mourne. Trafiliśmy na typową irlandzką pogodę - deszcz, słońce i wiatr. Stąd też tęcza! Zdobyliśmy najwyższy szczyt Irlandii Północnej - Slieve Donard. 850 metrów, ale licząc od poziomu morza. Po jednej stronie morze, po drugiej pozostałe szczyty. Klimatem góry przypominają polskie Bieszczady (chociaż Wojtek uważa, że są jak Czerwone Wierchy). Mimo wszystko, irlandzkie szczyty urzekły nas jeszcze bardziej.
A po powrocie czekało mnie tyle urodzinowych niespodzianek. Dostałam prezent od moich współlokatorów (kubek z naszym wspólnym zdjęciem i ze mną mówiącą "seriously?" - nie mogę się tego oduczyć!). Potem wiedziałam tylko tyle, że idziemy na piwo do pubu, ale po drodze musimy wstąpić do domu innych dziewczyn, które do nas dołączą. To, co spotkało mnie w środku przerosło moje najśmielsze oczekiwania! Otworzyłam drzwi do salonu, a tam przy zgaszonym świetle ukryło się ponad 20 osób z Erasmusa! Niespodzianka jak z filmu! Były balony, sto lat, świeczki na torcie i meksykański kartonowy smok, którego po omacku musiałam uderzać tak długo, aż wysypały się z niego cukierki. Bez dwóch zdań - to jeden z najbardziej szalonych dni w moim życiu!
Zostawiam Was ze zdjęciami, a my już jutro pożyczamy samochód aż na dwa dni i jedziemy przed siebie dalej okdrywać zieloną Irlandię.
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz